Fińskie Lathi, w których odbywają się tegoroczne Mistrzostwa Świata w Narciarstwie Klasyczny, są szczęśliwe dla polskich sportowców. To w tym samym miejscu, Adam Małysz w 2001 roku zdobył swoje pierwsze medale MŚ. Szesnaście lat temu legendarny polski skoczek sięgnął po złoto i srebro. W karierze Małysz dołożył jeszcze trzy złota i jeden brąz MŚ (Val di Fiemme 2003, Sapporo 2007 i Oslo 2011). Do Polaka do dziś należy rekord indywidualnych złotych medali w skokach na tej imprezie.
Zobacz również: Kamil Stoch nie ma sobie równych na skoczni i na liście płac [ZAROBKI SKOCZKÓW]
Poza Małyszem na MŚ w narciarstwie klasycznym ze złota cieszyło się jedynie czworo zadowników: skoczek Wojciech Fortuna oraz biegacze Józef Łuszczek i Justyna Kowalczyk (dwa razy). I naturalnie Kamil Stoch, który w swojej bogatej kolekcji posiada już medale MŚ - złoto i brąz sprzed czterech lat i brąz w konkursie drużynowym w Falun w 2015 r.
W mroźnej Finalndii biało-czerwoni będę mieli niejedną okazją do walki o podium. Oprócz nagród od ogranizatorów, medalistów czekają także premie od związków sportowych, władz państwowych czy sponsorów.
O tym jak zachęcić sportowców do jeszcze większego wysiłku wiedzą Szwedzi. Szwedzka federacja narciarska (SSF) postanowiła przyznać dodatkowe premie dla ekipy w zależności od liczby medali zdobytych podczas narciarskich MŚ.
- Dla wzmocnienia sportowego ducha wewnątrz drużyny postanowiliśmy, że w przypadku pięciu medali każdy jej członek otrzyma 10 tysięcy koron (4700 złotych), a jeżeli ilość ta dojdzie do dziewięciu, będzie to dwa razy tyle. Nie wspomnę nawet, co będzie w przypadku dziesięciu. Można to nazwać finansową marchewką, lecz celem jest wzmocnienie drużyny, tak aby każdy pomagał każdemu" - powiedział kierownik reprezentacji Szwecji Johan Sares
Wcześniej SSF ustaliła indywidualne premie za medale. Za złoty będzie to 150 tysięcy koron (70 tys. złotych), a za srebrny i brązowy - odpowiednio 60 (36 tys. złotych) i 30 tys. (18 tys.).