[REPRYWATYZACJA] Jak ambasador zrobił wszystkich na Szarą

2016-09-03 15:34

Wysoki urzędnik amerykański polskiego pochodzenia Nicholas Rey brał udział w powtórzeniu "numeru na Duńczyka", czyli handlował nieruchomościami, które nigdy nie były jego. Wszystko odbyło się w świetle prawa, w ramach tzw. reprywatyzacji, z małym "ale" - tę działkę polskie państwo już wcześniej spłaciło. A w międzyczasie oberwało się jeszcze integracyjnemu przedszkolu.

W czerwcu napisaliśmy jak kilkoro prawników weszło w posiadanie sporo wartego kawałka gruntu na Placu Defilad. Dostali go od miasta, którego urzędnicy nie zauważyli, że wszelkie roszczenia, względem ostatniego właściciela, legitymującego się duńskimi dokumentami, zostały już zaspokojone kilkadziesiąt lat temu ("Działka pana mecenasa", 9 czerwca 2016). Nie zauważyli, mimo że miasto dostało potwierdzające to dokumenty. Niestety, nie był to jedyny przypadek.

Przedszkole pozbawione tarasu
Cała historia wyszła na jaw, kiedy nikomu nieznani robotnicy w środku lata zaczęli kuć rów przez środek tarasu przedszkola integracyjnego przy Śniegockiej, w warszawskiej dzielnicy Powiśle. Przez nikogo nie niepokojeni rozkuli cały taras, kiedy okazało się, że pracowitej ekipy nie wynajęli ... ani pracownicy przedszkola, ani urzędnicy miejscy. Więc kto?

Zobacz także: Ministrowie rządu Belki przyłożyli rękę do dzikiej reprywatyzacji [ROZMOWA]

Jak się okazało, to ludzie wynajęci przez przyszłego właściciela działki, znanego handlarza roszczeniami, dostającego na ich podstawie kamienice i grunty od władz miasta, Macieja Marcinkowskiego. A skuwali taras przedszkola, ponieważ ich zdaniem wchodził na fragment pobliskiej działki, którą biznesmen miał dostać w ramach tzw. reprywatyzacji. Był tak pewny swego, że już przed przekazaniem działki wkroczył bezprawnie na teren publicznego przedszkola i rękami wynajętych pracowników zdemolował dzieciom, z których część była niepełnosprawna, otoczenie przedszkola. Ówczesny burmistrz Śródmieścia Wojciech Bartelski nie widział w tym nic szokującego, a nawet, o dziwo, dostrzegał w tym interes ... dzieci, podopiecznych przedszkola ze Śniegockiej. Bo im szybciej się uwiną, tym lepiej, a po wakacjach dzieci przyjdą już na gotowe.

Babcia ambasadora emigruje do Stanów
Początki historii o tym, jak przedszkole utraciło taras, to 1945 rok. Zofia Rotwand, właścicielka jednej trzeciej części działki przy Szarej emigruje do USA. Polska, jej ojczyzna, jest zniszczona, a majątek jej bogatej przed wojną rodziny został znacjonalizowany. Decyzja o wyjeździe za ocean wydaje się logiczna. Dostaje amerykańskie obywatelstwo, a w 1960 roku rząd jej nowej ojczyzny zawiera umowę z PRL o odszkodowaniu za mienie obywateli USA pozostawione w Polsce i poddane nacjonalizacji. Rząd w Warszawie wypłaca Amerykanom odszkodowanie, którego dystrybucję pomiędzy własnych obywateli, jak i późniejsze ewentualne roszczenia, biorą na siebie Amerykanie. W 1966 roku Zofia Rotwand składa w Komisji Rozpatrywania Roszczeń Zagranicznych w Waszyngtonie dwa wnioski (działka przy ul. Szarej to formalnie dwie działki), rozpatrzone pozytywnie, odszkodowania zostają wypłacone, a własność pani Zofii przechodzi na skarb państwa Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej również w świetle prawa międzynarodowego. Sprawa się zamyka, na kilkadziesiąt lat.

Ekspert od spraw trudnych
Maciej Marcinkowski dostał od władz miasta warszawa już wiele nieruchomości, posługując się rożnymi dokumentami. W końcu dostał i teren między Szarą, Rozbratem i Czerniakowską, sąsiadujący z opisywanym we wstępie przedszkolem. Teren ten służył za ogródek jordanowski, miał plac zabaw, na który cień rzucały stare drzewa. Od czasu przejęcia działki przez biznesmena lokatorzy z sąsiednich kamienic toczą z nim bój o zabudowę, starając się zachować zielony charakter okolicy i nie dopuścić do postawienia na tym terenie bloków. Tak jest zapisane w studium zagospodarowania spornego terenu.

Pan ambasador umowom się nie kłania
Jakie dokumenty przedstawił pan Marcinkowski? Otóż odkupił "prawa" do gruntu, m.in. pochodzące od ambasadora Stanów Zjednoczonych Nicholasa Reya, który zakończył rezydencję w Warszawie w 1997 roku. Po zakończeniu pracy pan ambasador, który urodził się przed wojną w Warszawie, postanowił trochę zarobić. Super Express ustalił, że były już ambasador sprzedał handlarzom roszczeń swoje prawa do działki na Szarej, które rzekomo odziedziczył po babci, a de facto ... nie miał do nich prawa! Babcia ambasadora owszem miała prawa do terenu na Szarej, które odebrały jej władze PRL dekretem Bieruta, ale jak napisaliśmy wyżej, układ odszkodowawczy objął też babcię ambasadora Reya, która pobrała za działkę odszkodowanie.

- Kolejna sprawa, która pokazuje, w jakim stopniu ratusz broni interesów mieszkańców, a w jakim dba o interesy handlarzy roszczeń. Kolejne przykłady intencji urzędników to usilne próby zmiany planu zagospodarowania tak, aby teren zielony pan Marcinkowski mógł zamienić w osiedle apartamentowców. I to teren, który w świetle doniesień nie powinien być nawet zwrócony. Mimo to już pięć lat temu ówczesny burmistrz Śródmieścia Wojciech Bartelski zarzekał się, że Szara będzie zabudowana – mówi Jan Śpiewak, warszawski radny dzielnicy Śródmieście, przewodniczący Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze.

Czy ambasador Rey mógł nie wiedzieć o umowie międzynarodowej z 1960 roku, praktycznie jedynej tak ważnej, podpisanej między USA a PRL od wojny do objęcia posady przez Nicholasa Reya w 1993 roku? Czy nie znał jej treści i nie wiedział, że roszczenia to może mieć względem rządu USA, bo tak stoi w umowie? Amerykanie słynęli do tej pory z wysokiej klasy dyplomatów, świetnie przygotowanych do pełnionych funkcji.

Na pewno wiedziało o tym miasto, które w marcu 2010 roku zostało poinformowane o objęciu układami odszkodowawczymi. Gdyby nie czujność sąsiadów, mieszkających w okolicy Szarej 1, pewnie ogródek jordanowski zamieniłby się już dawno w apartamentowiec. Ogródek, który nie powinien być zwracany, ponieważ jedna trzecia została już spłacona i jest własnością państwa polskiego.

Sprawdź też: Afera reprywatyzacyjna: Co grozi Hannie Gronkiewicz-Waltz? [WIDEO]

O dziwo, sprawa ma interesujący epilog. Ponieważ Ministerstwo Finansów i Urząd Miejski w Warszawie wykazali się lepszą współpracą i zorientowali się co do jednej z dwóch działek, że została spłacona i skarb państwa planował się wpisać do księgi wieczystej. Czemu tylko do jednej, a nie dwóch - nie wiadomo. Czemu nie odrzucono roszczeń w całości, jeśli wykazano wadliwość ich sporej części - tym bardziej nie wiadomo. Wiadomo, że biznesmen Maciej Marcinkowski ograniczył działania do tej jednej, "wolnej" od skarbu państwa działki. Nie udało mu się zmienić planu zagospodarowania, jak na razie, więc straszy sąsiadów np. supermarketem z "zielonym" dachem, czyli obsadzonym trawą. Miały być tereny zielone, będą - z lotu ptaka.

W sprawie tych nieruchomości, również objętych układami o odszkodowaniach, toczy się postępowanie zwrotowe:

- Hoża 27a

- Mokotowska 46a

- Kredytowa 6

- Al. Jerozolimskie 47

Ich sytuacja jest nie do końca jasna.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają

Materiał Partnerski

Materiał sponsorowany

Najnowsze